Top menu

Prochy pod specjalnym nadzorem.

Mogą być chowane tylko w urnach na cmentarzach. Już co trzeci mieszkaniec Gdańska po śmierci poddawany jest kremacji. I choć prawo tego zabrania, nie wszystkie urny trafiają potem do cmentarnych kolumbariów. 

O problemach rodzin ze spełnieniem ostatniej woli zmarłego i poselskich próbach nowelizacji ustawy sprzed 54 lat o cmentarzach i chowaniu zmarłych - piszą Dorota Abramowicz i Łukasz Kłos.

Nieoficjalnie wygląda to tak: późnym wieczorem spacerowicze o smutnych twarzach wchodzą na molo w Gdyni Orłowie. Otwierają pojemnik, wysypują zawartość do morza, ktoś wrzuca białą różę. Potem wracają na parking, wsiadają do samochodów i rozjeżdżają się do domów.

Tak wygląda nielegalny pogrzeb morski. Nielegalny, bo ustawa z 1959 roku o cmentarzach i chowaniu zmarłych jednoznacznie mówi, że w Polsce zwłoki i szczątki ludzkie powinny być pochowane w grobach ziemnych, w grobach murowanych, katakumbach i kolumbariach znajdujących się tylko na cmentarzach.

- Pochówek morski jest niezgodny z prawem - podkreśla Andrzej Królikowski, dyrektor Urzędu Morskiego w Gdyni.

- Człowiek może być pochowany w morzu tylko wtedy, gdy statek nie może dobić do lądu w ciągu doby od momentu śmierci na pokładzie. Słyszałem wprawdzie, że bliscy zmarłych idą na koniec falochronu lub mola i wrzucają prochy do morza, ale przecież nie będę siedział na nabrzeżu i pilnował, czy ktoś tego nie robi. Prywatnie uważam, że kwestia pochówków, nie tylko morskich, powinna być jak najszybciej uporządkowana prawnie.

Jeszcze przed kilkoma laty działało w Polsce kilku przedsiębiorców pogrzebowych oferujących całkowicie legalnie pogrążonym w żałobie rodzinom pożegnanie bliskiego na morzu.

- Mieliśmy tymczasową zgodę sanepidu, ale została wycofana - słyszę w gdańskiej firmie Navimor Yachting. - Przyjęliśmy to bez żalu, bo i tak nie było dużego zainteresowania.

Jedyna oficjalna zgoda na pogrzeb morski została wydana w czerwcu tego roku. Przez konsulat niemiecki do Urzędu Morskiego w Gdyni trafiła prośba rodziny Heinza Schöna, który jako 19-latek przeżył katastrofę zatopionego w styczniu 1945 roku Wilhelma Gustloffa. Przed śmiercią poprosił, by jego prochy spoczęły obok innych ofiar w podwodnej mogile.

- Powiedziałem Niemcom, że wypada, by pogrzebowi towarzyszył ceremoniał morski - wspomina kpt. Królikowski. - Ukłon banderą, trzy długie i jeden krótki sygnał dźwiękowy, czyli pożegnanie. Prochy ludzkie nie są problemem epidemiologicznym, ale urna, która je skrywa, powinna być wykonana z soli, by nie zanieczyszczać środowiska.

Zainteresowani i tak potrafią obejść zakazy. Prochy pewnego gdyńskiego kapitana żeglugi wielkiej zostały na jego prośbę rozsypane przez syna na Pacyfiku. W internecie można znaleźć zdjęcia i filmy z pochówków morskich żeglarzy.

Zakazy obchodzą nie tylko ludzie morza. Prochy bywają rozsypywane w górach, lasach, na łąkach i polanach. W niektórych domach na honorowym miejscu stoją urny. Prawo staje się fikcją.

Na stadionie?

W powszechnej opinii, prochy ludzkie jednak zagrażają bezpieczeństwu epidemiologicznemu.

- Prochy ludzkie po kremacji są obojętne biologicznie. Nie stanowią żadnego zagrożenia - tłumaczy Krzysztof Wolicki, dyrektor Polskiego Stowarzyszenia Pogrzebowego. I dodaje, że są kraje, takie jak chociażby Wielka Brytania, w których ustawy pogrzebowe nie są potrzebne.

W Wielkiej Brytanii jedynym warunkiem pochowania zmarłego jest zgoda właściciela gruntu, w którym ciało ma być pogrzebane. Kwestię pochówku reguluje zaś zwyczaj. Stąd też na Wyspach nie stawia się formalnych przeszkód rozsypywaniu prochów np. na murawie stadionu czy - co wcale nie jest rzadkie - w obejściach domów.

- Nam, Polakom, może się to wydawać dziwactwem. Sam nie chciałbym być rozsypany pod blokiem mieszkalnym. Nie oznacza to jednak, żeby od razu tego zakazywać - podkreśla reprezentant branży funeralnej.

Anna Obuchowska, zastępca pomorskiego wojewódzkiego inspektora sanitarnego w Gdańsku, pytana o szkodliwość prochów, odpowiada krótko: - Nawet gdyby uznać, że brak jest podstaw do stwierdzenia zagrożenia sanitarnego w zakresie innego postępowania z prochami ludzkimi, w chwili obecnej nie ma w Polsce szczegółowych przepisów prawa określających możliwość rozsypania ich na cmentarzach lub w innych miejscach poza cmentarzem.

Czyli - przepis to przepis. Zresztą akceptowany przez większość obywateli, niechętnie przyjmujących zachowania sprzeczne z tradycją i niedopuszczających myśli o rozgrywaniu meczu na prochach kibica.

O chrześcijański pochówek

Nie bez znaczenia jest także stanowisko Kościoła, który nadal zaleca tradycyjne grzebanie ciał zmarłych. A co, jeśli jednak rodzina zadecyduje o kremacji ? Biskupi w wydanym w 2011 roku liście zalecają celebrowanie obrzędów pogrzebowych przed spopieleniem zwłok (z wyjątkiem sytuacji, gdy urna sprowadzana jest z daleka lub gdy żałobnicy mieszkają z dala od miejscowości, w której się odbywa się pogrzeb).

- Kościół jedynie dopuszcza kremację ciała; słowo "dopuszcza" dobrze określa stosunek Kościoła do spalania zwłok w krematoriach - tak mówił przed dwoma laty ks. Józef Kloch, rzecznik Episkopatu Polski, pytany o list pasterski polskich biskupów "O szacunku dla ciała zmarłego i obrzędach pogrzebu związanych z kremacją zwłok".

Polscy biskupi nie akceptują także rozsypywania prochów i przechowywania ich w domach.

Ks. Jędrzej Orłowski, dyrektor Hospicjum im. ks. E. Dutkiewicza w Gdańsku, wiele razy rozmawiał z pacjentami o ich ostatniej drodze.

- Sam jestem zaskoczony, jak precyzyjnie przygotowują się do odejścia, jak planują ze szczegółami , czy ma to być kremacja, czy nie, wybierają miejsce pochówku - opowiada. - Wiem, że zdarzają się przypadki, gdy ktoś - wbrew prawu - planuje rozrzucenie prochów poza cmentarzem. Jednak nikt przy mnie o takiej potrzebie nie mówił. Zawsze za to pojawia się prośba o chrześcijański pochówek.

Nie ma pogrzebu, nie ma zasiłku

Niezależnie od zdystansowanego stosunku hierarchów kościelnych, kremacja w Polsce z roku na rok staje się coraz bardziej popularna. Jarosław Kammer, prezes PHU Zieleń, ocenia, że dziś w Gdańsku spopiela się aż 33 proc. zmarłych. Znacząca większość chowana jest w kolumbariach, grobowcach rodzinnych lub tradycyjnych grobach ziemnych.

Jednak także w tym przypadku pojawia się "czarna liczba". Niektóre rodziny odbierają urny z krematorium, deklarując, że pochowają zmarłego np. na cmentarzu w odległej miejscowości. Zanim zostaną im wydane prochy, zobowiązani są wypełnić rubrykę, w której zapisują, gdzie przewiozą urnę. Przepisy pozwalają w takim przypadku korzystać z prywatnego środka transportu. Nikt jednak nie śledzi dalszych losów urny, a bliscy nie są rozliczani z tego, czy pogrzeb się odbył.

- Nie jestem w stanie sprawdzić, czy urna zostanie przewieziona w miejsce wymienione w deklaracji - rozkłada ręce prezes Kammer. - Nie wiem, co się dzieje na innych cmentarzach. Jakoś jednak jestem przekonany, że znaczna większość urn zostaje pogrzebana zgodnie z przepisami. Dlaczego? Dopiero po odprawieniu pogrzebu rodzina może wystąpić o zasiłek pogrzebowy z ZUS.

Co z tym prawem?

Ustawa o cmentarzach i chowaniu zmarłych wymaga jednak poprawek ze względu na anachroniczność. Znaczna część przepisów została skopiowana z przedwojennych regulacji cmentarnych. Mimo kolejnych nowelizacji w liczącym 20 artykułów dokumencie dotychczas nie wprowadzono nawet tzw. słowniczka, czyli oficjalnej definicji pojęć używanych w przepisach. W związku z tym mówi się wyłącznie o obchodzeniu się ze "zwłokami", na równi traktując ciało zmarłego i jego prochy. I choć spopielone ciało nie stanowi zagrożenia epidemiologicznego, obowiązują wobec niego te same przepisy sanitarne.

Już drugą kadencję Sejmu trwa dyskusja dotycząca zmian w ustawie. Wysiłki zespołu parlamentarnego, który w ubiegłej kadencji pracował nad nowelizacją, nie dały rezultatów.

W ubiegłym roku SLD zaproponował, by urny można było legalnie przechowywać w domach, a prochy rozsypywać na "polach pamięci". Zmiany miały zapewnić prawo pochówku nie tylko rodzinie zmarłego, ale też jego życiowym partnerom.

Prawe skrzydło sejmowej ławy dopatrzyło się w nim zamachu na tradycyjne wartości, zarzucając posłom lewicy faworyzowanie związków homoseksualnych. Poselska awantura skończyła się odrzuceniem projektu już w pierwszym czytaniu.

Teraz Sojusz, rezygnując z innych propozycji, chce nadal zalegalizować wysypywanie popiołów na "pola pamięci". Jednak sejmowa arytmetyka wskazuje, że dziś większą szansę ma projekt zmian forsowanych przez PSL. Według nich, spopielone zwłoki należałoby pochować tylko na cmentarzach i tylko w grobie urnowym lub w niszy kolumbarium. Nie ma więc mowy o jakichkolwiek "polach pamięci" czy tym bardziej o trzymaniu urn w zaciszu domowym.

Niektórzy twierdzą, że przy poprawianiu ustawy trudno będzie osiągnąć kompromis. Temat jest delikatny, prowadzi nie tylko do starć interesów religijnych, ideologicznych, obyczajowych, ale też finansowych.

"Naziści" na polach pamięci

Propozycja zmian ustawy wyjątkowo zbulwersowała Polską Izbę Pogrzebową, która posłużyła się argumentem historycznym. Na stronie internetowej izby pojawiła się polemika z Krzysztofem Wolickim, który zasugerował we wrześniowej "Polityce", że przyczyną walki z rozsypywaniem prochów poza cmentarzami jest obawa o utratę zysków branży funeralnej. Wystarczy porównać - opłata za miejsce w kolumbarium sięga 2 tys. zł, zaś rozsypanie prochów na "polach pamięci" to koszt 200-300 zł.

W odpowiedzi na stronie internetowej PIP zarzucono dyrektorowi Polskiego Stowarzyszenia Pogrzebowego, że "zapomina, że rozsypywanie prochów było specjalnością nazistów, którzy w ten sposób zacierali pamięć o swoich ofiarach".

- Co komu do cudzego grobu? - mówi dziś Krzysztof Wolicki. I choć przyznaje, że sam nie wyobraża sobie pochowania własnych szczątków poza cmentarzem, to pyta: dlaczego mamy zakazywać tego innym? Obok żeglarzy i marynarzy, wymienia jednym tchem taterników czy ratowników górskich, którzy chcieliby na zawsze pozostać w łączności ze swoją pierwszą czy drugą miłością. 

Nie tylko prochy

Zdaniem Wolickiego, są ważniejsze problemy niż kwestia miejsca ostatecznego spoczynku. Do wymiany jest cała ustawa o cmentarzach, sięgająca początków PRL. Na konieczność napisania jej od nowa (z powodu licznych, nieprecyzyjnych poprawek) zwracała nawet niedawno uwagę Prokuratura Generalna, z mocy prawa monitorująca jakość obowiązujących przepisów.

- Trzeba by też wreszcie uregulować obecność zakładów pogrzebowych w szpitalach - podkreśla Wolicki

Formalnie ustawa o lecznictwie wprowadza kategoryczny zakaz reklamowania usług pogrzebowych w szpitalu. Jednak w praktyce nad ciałem zmarłego regularnie prowadzony jest marketing szeptany.

Dziś zakłady pogrzebowe celowo dzierżawią kostnice od szpitali, by móc "zbliżyć się" do klienta. Ludzie, zamroczeni rozpaczą po stracie bliskich, są podatni na sugestię. Już w prosektorium, a nieraz nawet od pracowników działu statystyki szpitala dostają namiary na "dobry, sprawdzony i bezproblemowy" zakład pogrzebowy. Według szacunków Polskiego Stowarzyszenia Pogrzebowego, nawet 60 proc. rodzin decyduje się na usługi firmy zarządzającej szpitalną chłodnią. 

Źródło: Dzienniki Bałtycki